niedziela, 20 lutego 2011

RAM - Forced Entry (2005)


"Forced Entry" to debiut tej szwedzkiej załogi heavy metalowej.
Po wysłuchaniu owej płyty można od razu stwierdzić, że Judas Priest jest ulubionym zespołem muzyków. 
Brytyjskie inspiracje słychać w wielu zagrywkach, także wokalnych ale zaznaczę, że nie jest to bezmyślny rip-off.
Panowie skomponowali solidną dawkę old schoolowego heavy metalu podlaną powerowym sosem w niektórych miejscach.
Całość pozbawiona jest modernizmu, wygładzonego brzmienia czy innych form plastiku i tandety, które gryzą się z tego typu wydawnictwami.
Wszystko brzmi jakby było nagrywane w latach osiemdziesiątych i to pracuje jak najbardziej na plus tworząc odpowiedni klimat.
Wysoki wokal "pod Halforda", bitwy na solówki, ciekawe riffy i energiczne tempa to podstawa tej płyty.
Do moich ulubionych utworów zaliczam mordercze "Sudden Impact", "The Beast Within", niezwykle melodyjny i porywający w refrenie "Machine Invaders" z odgłosami robotów w tle (tu wkradło się trochę "Hansenizmu"), "Sea Of Skulls" i "Infiltrator".
Jeśli ktoś jest znudzony tak zwaną nową falą klasycznego heavy metalu i cienkimi bolkami w postaci kapel Steelwing czy White Wizzard, to powinien się rozejrzeć za tą płytką.

King Diamond - The Eye (1990)


Od poprzedniej płyty minął zaledwie rok a tu już Diamentowy Król zaatakował swoich fanów kolejną porcją horror metalu.
Jak to dotychczas bywało, tym razem także na wysokim poziomie.
Na płycie "The Eye" mistrz postanowił poruszyć tematykę inkwizycji, palenia wiedźm na stosie oraz wykorzystywania seksualnego zakonnic przez lubieżnych księżulków.
Płyta została wyprodukowana przez Kinga i Andy'ego przy pomocy tego samego człowieka czyli Roberto Falcao, który także dograł część klawiszy na tym wydawnictwie.
Nagrana została w prawie tym samym składzie co ostatnia.
Atmosfera zła dosłownie wylewa się z tego krążka, a dodatkowo potęgują ją partie klawiszy.
W takich "The Trial (Chambre Ardente)" czy "Two Little Girls" robi to szczególne wrażenie.
Bez zarzutu sprawują się towarzyszący Kingowi muzycy a co do głosu samego mistrza to po raz kolejny pokazuje on, że jest w formie.
Najlepszymi według mnie utworami są "Burn", "Into The Convent" (nie mylić z Mercyfulowym "Into The Coven") oraz instrumentalny "Insanity".
Płyta lepsza od poprzedniej "Conspiracy".

sobota, 19 lutego 2011

Grave - Fiendish Regression (2004)


Po niezbyt udanych płytach "Souless" i "Hating Life", problemach personalnych w czasie ich nagrywania i wypuszczeniu koncertówki "Extremely Rotting Live" jedna z legend szwedzkiego death metalu jaką niewątpliwie jest Grave wyzionęła ducha.
Powrócili z zaświatów kilka lat później by w składzie Lindgren, Isaksson, Torndal i Paulsson nagrać płytę "Back From The Grave" niezbyt przyjemnie przyjętą przez fanów.
Na szczęście dwa lata później ukazał się kolejny album formacji zatytułowany "Fiendish Regression".
W zespole w międzyczasie nastąpiła zmiana na miejscu perkusisty i Paulssona zastąpił Pelle Ekegren. Słuchacze na samym początku mogą czuć się nieco zdezorientowani bo płyta zaczyna się od dźwięków przypominających "South Of Heaven" Slayera.
Jednak później rozkręca się w typowy dla Grave utwór.
No właśnie... Tutaj nie mamy już podjazdów pod klimaty death'n'rollowe jakie usiłowali grać Lindgren i spółka na płytach przed zawieszeniem zespołu.
Nie ma także nudy i niemrawości z płyty powrotnej.
Mamy tutaj już więcej "smoły", zdecydowania i o niebo lepszej dynamiki (niech za przykład posłużą chociażby "Breeder" czy "Bloodfeast").
Dla mnie to prawdziwy powrót Grave do świata żywych.
Chociaż do dwóch pierwszych płyt tego zespołu startu nie ma.