sobota, 24 grudnia 2016

Enforcer - Diamonds (2010)

Kolejna płyta tych niezwykle utalentowanych Szwedów ukazała się dwa lata po ich pierwszym długograju.
Ich debiut wywołał niemałe zamieszanie w świecie metalowym i był konkretnym strzałem likwidującym sporą konkurencję wśród zespołów należących do tzw. boomu New Wave Of Old School Heavy Metal.
Prawdę mówiąc jest to jeden z niewielu zespołów wartych uwagi jeśli chodzi o ten nurt.
Ale jakby się tak zastanowić to jeśli chodzi o te wszystkie nowe kapele parające się oldschoolowym metalem, obojętnie czy jest to thrash, heavy czy szwedzki death, to można w każdym z tych nurtów wyróżnić jedynie kilka kapel, które są warte uwagi i wnoszą powiew świeżości do skostniałych i ogranych do granic możliwości podgatunków.
Przyznam się bez bicia, że gdy usłyszałem pierwszy raz ich drugi album odczułem lekki niedosyt.
Spodziewałem się płyty sporo szybszej, bardziej speed metalowej, podczas gdy Panowie jak się okazało postanowili tym albumem pójść w nieco inne klimaty.
Na szczęście nie ma tu totalnej rewolucji i nadal jest to granie w staroszkolnym stylu jednak jest to swoisty hołd dla kapel NWOBHM, takich jak Tokyo Blade, Diamond Head czy tego co robiło Iron Maiden na swoich pierwszych albumach.
Niedosyt mi szybko przeszedł jak posłuchałem tej płyty kilka razy i zmieniłem podejście.
Najlepiej jak do każdej nowej płyty podchodzi się bez oczekiwań co do tego co na niej się znajdzie, niestety nie zawsze taka metoda jest skuteczna.
Otóż płyty słucha się bardzo dobrze, muzyka płynie cały czas do przodu i nóżka tupie.
Główną zasługą tego jest świetna praca sekcji rytmicznej z pulsującym i pomysłowo zagranym basem oraz finezyjnie zagraną perkusją. Po prostu czysty rock and roll!
Panowie gitarzyści również odwalili dobrą robotę grając masę fajnych riffów oraz porywających solówek.
W kwestii wokalnej nie będę się wypowiadał, bo wokal jest jaki jest, ale jeśli komuś to nie przeszkadza za bardzo w odbiorze to polubi się z tą płytą.
Brzmienie na tej płycie jeszcze bardziej mi się podoba niż na debiucie, nie jest już tak wypolerowane i brzmi jakby płyta była nagrana ze trzy dekady wcześniej, więc wszystko jest jak najbardziej na miejscu.
Pozostaje życzyć ekipie wszystkiego najlepszego i oby pomysły nie skończyły im się za szybko, bo wiadomo jak to jest grając klasyczny heavy metal.
W każdym razie chciałbym żeby pojawiło się więcej takich kapel, które z powodzeniem odnoszą się do spuścizny klasycznego metalu, obojętnie jakiego i wnoszą sporo świeżości i czują tak rytm jak Enforcer.