niedziela, 28 kwietnia 2019

Guillotine - Under The Guillotine (1997)


guillotine under the guillotine szwecja thrash metal

Pamiętam jakie wrażenie zrobił na mnie debiut Kreatora, gdy pierwszy raz usłyszałem go z kasety.
Kawałek "Tormentor" rozpierdolił mnie doszczętnie już przy pierwszym przesłuchaniu.
Byłem ucieszony jak dziecko, gdy podczas szperania po szwedzkich zespołach metalowych natrafiłem na Guillotine.
Głównym założeniem, tej szwedzkiej kapeli było granie thrash metalu, hołdującego najlepszym czasom teutońskiego metalu ze szczególnym naciskiem na Kreatora.
Zespół powstał w 1995 roku jako projekt poboczny muzyków związanych z Nocturnal Rites.
Tak się składa, że "Endless Pain" i "Pleasure to Kill", to moje ulubione płyty Kreatora, ze szczególnym naciskiem na debiut, a wokal Ventora podchodził mi bardziej niż Petrozzy.
Zatem muzyka jaką zaprezentowało Guillotine na swoim debiutanckim albumie "Under The Guillotine" trafiła do mnie od strzała.
Wystarczy być trochę obytym w thrash metalu, aby dostrzec jawne inspiracje wiadomą kapelą, patrząc już na nazwę zespołu oraz płyty.
Jakby tego było mało, to na track liście znajduje się także utwór o tytule... "Tormentor".
Panowie błysnęli inwencją twórczą.
W każdym razie, muza zaprezentowana przez Szwedów broni się jak najbardziej.
Jest to kolejny przykład na to, że muzyka nie musi być oryginalna (ba! nawet w cholerę wtórna), żeby słuchało się jej z wypiekami na twarzy i żeby nie można było usiedzieć w miejscu.
Muzyka na "Under The Guillotine", to zlepek inspiracji w szczególności starym Kreatorem, odrobina starego Death, Possessed i pewne naleciałości z pierwszej płyty Bathory.
Zespół sunie do przodu od początku do końca, atakując słuchacza srogimi batami w postaci szybkich kawałków z nielicznymi zwolnieniami temp.
Brzmienie jest takie jakie być powinno przy graniu tego typu muzyki. Jest szorstko i oldschoolowo.
Brzmi to dokładnie tak, jak brzmiały płyty w latach 80-tych z teutońskim thrashem.
Czasem ma się wrażenie, że słucha się w kółko tego samego kawałka, ale to dlatego, że materiał jest stworzony według ściśle określonej konwencji.
W każdym razie bez trudu mogę wskazać swoje ulubione utwory.
Absolutnie najlepszym utworem na płycie jest brutalny i ostry jak brzytwa "Grave Desecrator", z świdrującą w uszach solówką. Ten utwór z pewnością znalazłby się na mojej liście z muzyką do słuchania podczas stanu mocnego wkurwienia.
Lubię też bardzo otwierającego płytę "Executioner", podoba mi się również posiadający zerznięty i lekko zmodyfikowany riff ze wspomnianego na początku recenzji "Tormentora" utwór "Leprosy".
Porządnego kopa daje także "Crucifixion".
Oprócz szybkiego riffowania mocnym atutem tej płyty są chwytliwe refreny (oczywiście we właściwym dla tego rodzaju muzyki znaczeniu).
Guillotine na debiutanckiej płycie jest totalnym worship bandem, ale tak jak wspominałem absolutnie mi to nie przeszkadza, gdyż muzyka broni się znakomicie.
Dla fanów starego Kreatora must have!