czwartek, 4 marca 2010

Bathory - Destroyer of Worlds (2001)



Dziwna jest to płyta... Bardzo dziwna... Na "Destoyer of Worlds" Quorthon postanowił ponagrywać trochę materiału w stylu epickiego viking metalu, który można było znaleźć na poprzednim długograju "Blood on Ice" ale i też (a nawet więcej) materiału w stylistyce thrashowej (a może i nawet post thrashowej).
Zabieg to z jednej strony może i dobry bo strzelam, że miał na celu pogodzenie fanów, którzy się podzielili na kilka obozów ale z drugiej strony to chujowy.
Mnie się ta opcja absolutnie nie spodobała ponieważ gdy wczuwam się w klimat epickich utworów, myślami jestem w oddali, gdzieś na mroźnej północy, to zaraz zaczyna się np taki zjebany "Bleeding" i zostaję wybity z rytmu. Myślę sobie... "co jest kurwa?"!
Otóż jak już wcześniej wspominałem nie podoba mi się thrashowe oblicze Bathory.
Wokal w tych utworach zamieszczonych na "Destroyer of Worlds" jest zjebany i absolutnie odsiewający mnie jako słuchacza. Jedynie "Death From Above" jest do przyjęcia i fajny groove'ujący "Krom" ale kurwa ten wokal... Za to epickie kawałki choć jest ich mniej wypadają przyzwoicie a najlepszy z nich jest moim zdaniem "Pestilence".
Całe szczęście, że Quorthon się opamiętał i na następnych płytach nagrywał muzykę jaka mu wychodziła najlepiej czyli epicki viking metal.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz