czwartek, 17 września 2009

Sonata Arctica - Silence (2001)


Kolejnym albumem w dyskografii jest "Silence" i moim zdaniem jest to najlepsza jak do tej pory płyta Sonata Arctica.
Na płycie po raz kolejny znalazły się świetne partie gitar, klawiszy oraz co ciekawe wydaje mi się, że "Silence" po części (jeśli nie w całości) jest koncept albumem, opowiadającym historię pewnego mężczyzny, któremu nie powiodło się w miłości.
Świadczyć mogą o tym utwory takie jak "Weballergy", "The End Of This Chapter", "Last Drop Falls" oraz "Tallulah".
Choć dla niektórych te teksty (szczególnie do "Tallulah") mogą być śmieszne i infantylne.
Jeśli chodzi o muzykę Finów, to płyta zaczyna się od bardzo dobrego intra "...Of Silence", po którym następuje wspomniany już szybki killer "Weballergy", potem mamy również szybki "False News Travel Fast", świetną balladę rozkręcającą się później "The End Of This Chapter", zaczyna się on od rozmowy telefonicznej i miałem zawsze wrażenie, że ta laska rozmawia z duchem swojego byłego (naszego bohatera).
Dalej w kolejności mamy melodyjny "Black Sheep" i "Land of the Free" (nie nie to nie cover Gammy), doskonałą balladę opartą na gitarze akustycznej "Last Drop Falls" szybki i trochę wieśniacki "San Sebastian (Revisited)", przeciętny "Sing In Silence", półtora minutową instrumentalną miniaturkę "Revontulet", świetną balladę opartą na grze pianina "Tallulah", utwór, do którego nakręcono teledysk "Wolf & Raven" i na zakończenie mamy bardzo dobry "The Power of One".
Podsumowując płyta jest według mnie bardzo dobra i jest to najlepsze dokonanie tego zespołu.
Nie ma totalnie słabego momentu, niektórym może przeszkadzać "cukierkowatość", ale mnie to totalnie wali, bo jest na to rada... nie lubisz, nie słuchaj.
Ja słodycze made by Sonata Arctica akurat lubię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz