piątek, 30 października 2009

Satyricon - Rebel Extravaganza (1999)



Po niebywałym sukcesie jaki osiągnął po wydaniu "Nemesis Divina" Satyricon postanowił 3 lata później wydać kolejną płytę.
Fanów zelektryzowała z pewnością wiadomość, że Satyr ściął włosy i muzyka poczęła zmieniać nieco oblicze o czym świadczyły już wcześniej wydane EP-ki.
O ile do wyglądu fizycznego w zasadzie tylko idioci (w tym przypadku faceci) się mogą czepiać, bądź laski (ale to akurat jest zrozumiałe) to zmiana muzyki już nie wszystkich cieszyła.
Zespół wcześniej znany z pogańskiego black metalu wyruszył w bardziej eksperymentalne, zalatujące niekiedy industrialem rejony.
Oczywiście nadal jest to black metal, ale bardziej mroczny, brudny, odhumanizowany, ZŁY.
Nie ma klawiszowych ozdobników i melodyjnych folkowych wstawek, elektronika została użyta w inny sposób, layout do nowej płyty również jest w innym klimacie.
Na początku byłem niepocieszony, lecz później z czasem zacząłem się przekonywać do nowego oblicza zespołu i doszedłem do wniosku, że nie należy się ograniczać, upierać i twierdzić, że tak jak na 3 poprzednich płytach powinni grać do końca życia.
Należy spojrzeć na tą płytę z innej strony, dać jej szanse i naprawdę ona się odwdzięczy.
Na płycie nie brakuje ostrych numerów jak "Tied In Bronze Chains", "Filthgrinder", "Havoc Vulture" (gdzie to oprócz "Prime Evil Renneissance" występuje gościnnie Fenriz).
Również totalna nawałnica blastów i kobiecy śpiew w zamykającym płytę "The Scorn Torrent" robi wrażenie.
Jedyne co mi się nie podoba to wstawki między utworami, ale to już sprawa indywidualna, ja nie przepadam za elektroniką w tej postaci.
Ogólnie to warto znać, nie należy olewać płyt nagranych po "Nemesis Divina" i mówić, że Satyricon się skończył na tej płycie.
Choć owszem liczę się z tym, że nie wszyscy muszą to zaakceptować.
Okładka jak dla mnie chujowa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz