poniedziałek, 16 listopada 2009

Hexenhaus - Dejavoodoo (1997)

Kolejna płyta Szwedów ukazała się 6 lat później, spowodowane to było też tym, że Mike Wead był zaangażowany wówczas w kilka różnych przedsięwzięć np. nagrywał płyty z Mercyful Fate oraz z Leifem z Candlemass dla ich wspólnego projektu Abstrakt Algebra.
W każdym razie wrócili i nagrali płytę brzmiącą już o wiele lepiej, wykorzystali nowsze standardy nagrywania i zawierającą bardzo wymagającą dawkę metalu.
Z płyty na płytę ich muzyka stawała się coraz bardziej złożona i skomplikowana, tak jest też na tym long play'u.
Wokalista Lundin spisuje się bardzo dobrze, pełno jest też (jak zwykle zresztą) solowych popisów.
Dla jednych może to być przerost formy nad treścią a dla innych bardzo ambitna sztuka wyższych lotów.
W każdym razie talentu muzykom odmówić nie można, bo pod względem wykonania muzyka jest nieprzeciętna.
Utwory tym razem trwają dłużej niż zazwyczaj i mamy aż trzy rozbudowane kolosy.
Oprócz nich jest też ciekawy, niemal doomowy "From The Cradle To The Grave", jest też również tytułowy instrumental oraz intro, które nawet fajnie wprowadza w nastrój płyty.
Z kolosów najbardziej udany zamykający płytę, orientalnie brzmiący "Rise Babylon Rise".
Dupy nie dali, lecz nie każdemu może przypasić taka muzyka.
Fani bardziej ambitnego podejścia do grania metalu nie powinni być zawiedzeni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz