czwartek, 24 września 2009

In Flames - Colony (1999)


Doczekaliśmy się w 1999 roku kontynuacji drogi obranej początkowo na "Whoracle" czyli ewolucji w kierunku bardziej melodyjnego i przystępniejszego grania ale nie pozbawionego też nutki agresji.
Płyta została nazwana "Colony" i już pierwsze pozytywne wrażenie wywołuje okładka autorstwa Marshalla, która jest znakomita.
Tak się składa, że "Colony" jest moją pierwszą płytą In Flames i przyznam się szczerze, że kiedy zastanawiałem się w sklepie, którą płytę zakupić a miałem ciężki orzech do zgryzienia, zdecydowałem się na "Colony" ze względu na okładkę właśnie.
Kiedy odpaliłem pierwszy raz płytę od razu sobie usiadłem i nie mogłem wyjść z podziwu gdy usłyszałem pierwszy utwór "Embody The Invisible" kawałek ten jest do dziś jednym z moich ulubionych tego zespołu, niezwykle energiczny, melodyjny, szybki i konkretny kawałek.
Po nim mamy singlowe spokojniejsze już "Ordinary Story", później energiczny i bogaty w zmiany tempa "Scorn".
W końcu nadchodzi czas na utwór tytułowy, który z kolei zaczyna się od partii organów Hammonda, na których gościnnie zagrał producent Fredrik Nordstrom.
Utwór również bardzo dobry ale potem mamy ultra melodyjne "Zombie Inc." również kawał dobrej muzy.
Po chwili mamy moment wyciszenia w postaci akustycznego i instrumentalnego "Pallar Anders Visa" a chwile potem od razu kopniak w mordę czyli "Coerced Coexistence", bardzo szybki i konkretny kawałek.
Później utrzymany w średnich tempach i zajebiście melodyjny jeden z najlepszych na płycie "Resin" oraz nagrany ponownie utwór z pierwszej płyty "Behind Space".
Utwór ten jest bardzo lubiany przez kolesi z In Flames i powiedzieli nawet, że będą go grać do końca życia na koncertach... no cóż... zobaczymy.
Na koniec mamy max przeciętne kawałki "Insipid2000" i trochę lepszy "The New Word".
Płyta moim zdaniem troszkę nie poukładana tak jak należy jeśli chodzi o playlistę ale ogólnie bardzo zróżnicowana i dosyć dobra, jednak nie tak zajebista.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz