czwartek, 29 października 2009

Hexenhaus - The Edge Of Eternity (1990)


"Księżycowa Sonata" Ludwika Van Beethovena... Od tych dźwięków zaczyna się drugi w kolejności album szwedzkich thrasherów z Hexenhaus.
Po klasycznym intro zaczyna się już właściwa część płyty, brzmienie na pewno uległo zmianie i stało się bardziej selektywne i metaliczne.
Zaszła również zmiana na pozycji wokalisty, nowym śpiewakiem został Tommy Agrippa i jest to śpiewak lepszy technicznie od Nicka Johanssona, który śpiewał na poprzedniej płycie, ale to nie koniecznie oznacza, że jego barwa mi całkowicie odpowiada.
Po prostu ani ziębi ani grzeje.
Muzyka stała się bardziej połamana i techniczna i można powiedzieć już, że tutaj mamy do czynienia z techno thrashowym graniem.
Do moich faworytów zaliczam "Home Sweet Home (Ward Sweet Ward)", "The House of Lies", "Prime Evil" oraz najlepszy kawałek na płycie "The Eternal Nightmare".
Partie solowe są znakomite i dosyć często spotykamy się ze "śpiewającymi" gitarami, najlepsze popisy chyba są w "The House of Lies", zaś w wspomnianym przeze mnie "wiecznym koszmarze" podczas zwrotek mordujące riffy i ultra chwytliwy refren.
Najbardziej rozbudowany na płycie "At The Edge of Eternity" niestety nie przekonywujący mnie.
W sumie tak sobie myślę, czy to nie jest ich najlepsze wydawnictwo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz