czwartek, 28 grudnia 2017

Immaculate - Atheist Crusade (2010)


Kilka razy pisałem tutaj o zespołach z tak zwanej Nowej Fali Old Schoolowego Thrash Metalu.
Moje zdanie na temat tej inwazji muzycznej nie różni się zbytnio od powszechnie panujących opinii.
Mianowicie trzeba być chyba wyjątkowym zapaleńcem thrash metalu żeby przebić się przez morze nowych kapel w większości grających oklepany do bólu materiał,
gdzie usłyszenie na płycie riffów, które nie zostały zajebane jakiemuś znanemu zespołowi graniczy z cudem.
Przebić się i znaleźć coś naprawdę wartego uwagi, na więcej niż jedno lub max kilka przesłuchań.
Wiadomo czasy są jakie są, ciężko jest na nowo proch wynaleźć.
Ale ja dziś nie o byciu mega kreatywnym i innowacyjnym.
Tym razem na tapetę wezmę szwedzki zespół Immaculate i ich drugi album "Atheist Crusade".
Zespół ten odróżnia się od tabunów nowych kapel thrashowych oprócz tego, że nie ma na okładce obrazku autorstwa znakomitego Eda Repki tym, że także nie gra oklepanego thrashu pod Exodus, Testament, Slayer (wpisz dowolny zespół z górnej półki podgatunku).
Muzyka zespołu z Uppsali jest bardziej skomplikowana i urozmaicona smaczkami technicznymi, nie uciekając jednak w modernę i plastik.
Tempa są przeważnie szybkie, riffy są precyzyjne, skutecznie prą do przodu i tną jak piła łańcuchowa.
Nad wszystkim góruje wysoki i drapieżny wokal Miki Eronena.
Szybko, zadziornie, technicznie i wysoki wokal... Do tego thrash metal...
Powinny nam od razu przyjść do głowy takie nazwy jak Realm, Toxik czy umiarkowanie Watchtower.
Immaculate jest właśnie takim zespołem, którego pośród nowej fali starego thrashu szukali fani wymienionych przeze mnie kapel.
Na szczęście barwa głosu Miki Eronena nie jest aż nadto irytująca i jeśli kogoś nie drażnią wokale w Realm lub Toxik, to nie będzie problemu.
Wisienką na torcie i pewnego rodzaju odskocznią jest bardzo dobrze wykonany cover Fates Warning.
Na warsztat Panowie wzięli chyba najbardziej znany ich kawałek mianowicie "The Apparition" i kto słyszał ten numer w oryginale ten wie co w nim wyprawia wokalista John Arch.
Mika Eronen spokojnie daje sobie radę nie przynosząc wstydu czy popadając w groteskę.
Wiadomo jak to często bywa z powrotami po latach starych kapel.
Rzadko bywa, że nagrywają coś porządnego na miarę wczesnych dokonań.
Zdecydowanie popieram podejście do sprawy jakie mają goście z Sacred Reich.
Grają koncerty, bo ewidentnie lubią, lecz nie mają zamiaru (przynajmniej jak na razie) nagrywać nowego materiału.
Oczywiście nie bronię starej gwardii nagrywać nowej muzyki, jeśli tylko uważają, że czują się na siłach (a nie robią tego na siłę dla pieniędzy).
Każdy, kto ma szczere podejście do muzyki, gra ją nie "pod kogoś" tylko dla swojej satysfakcji, a jak się komuś przy okazji spodoba, to też spoko.
W każdym razie w obliczu sytuacji, gdy ktoś mógłby czuć się zawiedziony formą starych zespołów warto sięgnąć po młode, nowe kapele, które odwołują się do twórczości legend i robią to dobrze.
A takim zespołem zdecydowanie jest Immaculate.
Pozostaje mieć nadzieję, że ich dyskografia studyjna nie skończy się na "Atheist Crusade" i dalej będą kroczyć tą ścieżką.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz