wtorek, 29 stycznia 2019

Lowrider - Ode to Io (2000)


Raz na czas jakiś mam tak, że nachodzi mnie ochota na stoner rocka. Nie jestem jakimś strasznym koneserem tego podgatunku, ale jak mnie złapie, to nie chce puścić przez jakiś czas. 
Szwedzkiego Lowridera poznałem swego czasu właśnie podczas jednego z takich momentów. 
Goście obrali taką stylistykę, jaką lubię bardzo jeśli chodzi o tego typu granie. Piaszczyste, ciepło brzmiące gitary i sporo klimatu kojarzącego się jednoznacznie z Kyuss. Nawet wokale są zaśpiewane trochę w manierze Garcii, tyle, że po swojemu. Klimat zatem zagrał momentalnie i z chłodnej Skandynawii przeniosłem się do upalnej południowej Kalifornii. Zważywszy na fakt, że w momencie pisania tej recki jest zimno i nieprzyjemnie jak cholera, oraz, że nie mogę się doczekać lata, pasuje mi baaardzo taka odskocznia. Kompozycyjnie jest nieźle. Jest odpowiedni groove, kawałki bujają i nie nudzą. Psychodelia jest zapodana w odpowiedniej dla mnie dawce. Muzyka płynie swobodnie i przyniosła mi upragnione odprężenie przez niejeden wieczór po ciężkim dniu. Gdzie trzeba przyspieszyć tam jest dynamicznie a gdzie pasuje dociążyć solidnym dołem tak się właśnie dzieje. Najlepiej wchodzą utwory "Caravan", zaczynający się wariacją na temat Sabbathowego "Hole in the Sky" (którą to już? haha) kawałek  "Flat Earth", "Dust Settlin'", "Texas Pt I & II" i "Saguaro". 
Jeśli chcielibyście posłuchać typowej stoner rockowej płyty, w tym wypadku Lowrider "Ode To Io" będzie jednym z idealnych wyborów. Duuuust settleee sooo slooow yeah...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz