środa, 20 marca 2019

Stone - No Anaesthesia! (1989)


Fińską kapelę Stone kojarzą na pewno thrashowi szperacze poszukujący perełek z przełomu lat 80 i 90 oraz... fani Children of Bodom, w którym rolę gitarzysty objął jakiś czas temu Roope Latvala, współzałożyciel Stone. Zresztą COB nagrali nawet kiedyś ich cover "No Commands".
Dlaczego warto się zapoznać ze Stone, a w szczególności z ich drugim albumem "No Anaestesia!"?
Bo to kawał dobrze zagranego, rozbudowanego thrash metalu stylistycznie bliskiego płytom "...And Justice for All" czy "Victims of Deception". Można śmiało powiedzieć, że to ich europejski odpowiednik jak na tamte czasy. Jest tylko niestety jeden czynnik, który mocno osłabia to ciekawe muzycznie wydawnictwo. Jest nim wokal basisty Janne Joutsenniemi.
Kurde faja nie wiem co jest nie tak... Podoba mi się wokal Cronosa, Snake'a, Lemmy'ego, Rudego, więc teoretycznie nie powinienem mieć problemu z wokalem na "No Anaestesia!".
A jednak momentami drażni mnie niemiłosiernie i zanudza ten przepity i obojętny wokal.
Może dlatego, że brakuje mu charakterystycznej w thrashu werwy? Może właśnie przez to.
Album otwiera zagrany na gitarze elektrycznej motyw z twórczości fińskiego kompozytora Jana Sibeliusa "Finlandia", lecz zaraz po nim zamiast spodziewanego pierdolnięcia jest chwila wyciszenia i dopiero po niej rozpoczyna się część właściwa drugiego utworu "Sweet Dreams". Dziwny zaiste zabieg, ale może został zastosowany aby uniknąć sztampy. W każdym razie utwór ten to typowy thrashowy wałek, którego nie powstydziłby się przykładowo Testament.
Uwagę przykuwa najlepszy na płycie "Back to the Stone Age" zaczynający się gitarą akustyczną, ze zmianami temp oraz powtykanymi tu i ówdzie świetnymi partiami solowymi. Warto uwagę zwrócić właśnie na solówki, które są ogromnym atutem tej płyty. Są przemyślane i bardzo dobrze zagrane. Fajny jest napędzany głównym riffem a'la Voivod utwór "Concrete Malformation".
Godnym uwagi jest też najdłuższy na płycie utwór tytułowy, zaczynający się niezbyt przyjemnie kojarzącym się dźwiękiem wiertarki dentystycznej. Zresztą nazwa płyty zobowiązuje.
Niepotrzebny jest za to niepasujący do całości przerywnik w stylu jajcarskich, krótkich numerów Nuclear Assault czyli "Kill the Dead".
Podsumowując jest to udany materiał, lecz do poziomu wspomnianych przeze mnie na początku płyt "...And Justice For All" czy "Victims of Deception" jednak brakuje.
Przede wszystkim kuleje chwytliwość oraz odbiór utrudnia nijaki wokal.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz