sobota, 4 maja 2019

Candlemass - King of the Grey Islands (2007)

candlemass king of the grey islands

Stosunkowo niedawno po reaktywacji w starym, najlepszym składzie nastąpiła zmiana na miejscu wokalisty. Charyzmatyczny gruby mnich Messiah Marcolin został usunięty z zespołu a jego miejsce zajął znany z Solitude Aeternus Robert Lowe.
Wielu fanów wraz ze mną było tym faktem zasmuconych, ale przecież nie raz w Candlemass śpiewał ktoś inny, więc trzeba było zaakceptować zmianę i zapoznać się z nowym dziełem Szwedów.
Utwory znajdujące się na "King of the Grey Islands" były napisane jeszcze pod Messiaha Marcolina i jeszcze z nim na pokładzie zaczęto rejestrację w studio nagraniowym.
Gdy pucaty mnich opuścił zespół, trzeba było zaniechać sesję i rozpocząć ją z nowym wokalistą.
Robert Lowe śpiewa zupełnie inaczej niż Messiah, ale ma ciekawą barwę, przez co słucha się go dobrze. Muzycznie mamy poniekąd kontynuacje tego co było nagrane na poprzednim krążku.
Mroczne brzmienie rodem ze średniowiecznych katakumb zostało już dawno zastąpione innym, nowocześniejszym. Jednak muzycznie nadal jest ciężko i posępnie. 
Oprócz typowych dla Candlemass epickich doomowych walców, mamy też przyspieszenia i zmiany tempa.
Doskonale to słychać w pierwszym utworze po akustycznym intro, czyli znakomitym "Emperor of the Void".
Referen wbija się w czachownicę od razu i na długo zostaje. Podobnie ma się sprawa z kawałkiem w zupełnie innym klimacie czyli "Embracing the Styx", który to powolnym riffem o nieco slayerowskiej melodyce spławia nas wraz z Charonem rzeką Styx. 
Z kolei utwór "Of Stars and Smoke" posiada totalnie nie candlemassowy refren, lecz cała reszta kawałka już brzmi jak Candlemass. Bardzo fajny jest też walcowaty "Devil Seed".
Podsumowując, jest to niezła płyta, ale słabsza od poprzedniej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz