czwartek, 1 sierpnia 2019

Dreamtale - World Changed Forever (2013)



Dawno na moim blogu nie gościł melodyjny europejski power metal. W ostatnim czasie jakoś naszła mnie potrzeba żeby sobie posłuchać czegoś w tych klimatach i moje zainteresowanie dość przypadkowo przykuł materiał nagrany przez fiński zespół Dreamtale.
O zespole słyszałem już dawno, jednak nigdy jakoś nie wywoływał u mnie większych emocji.
Nie zmieniła tego także płyta "World Changed Forever".
Dreamtale gra typowy fiński melodyjny power metal. Co można rozumieć przez słowo "typowy"? Dużo klawiszowych brzmień, szybsze tempa oraz wysoki melodyjny wokal.
Całość spowija klimat kojarzący się właśnie z fińskimi zespołami grającymi ten podgatunek metalu.
Jeśli chodzi o warsztat, to w Dreamtale grają naprawdę dobrzy muzycy. Każda partia jest odegrana na wysokim poziomie. Mamy krzykliwe klawisze, odpowiednio pasujące do muzyki jaką gra Dreamtale, bardzo dobre solówki gitarowe i dość przystępny (czytaj "nie wkurwiający") wokal znanego także z doom metalowego Kypck wokalisty Erkki'ego Seppänena. Sekcja rytmiczna jedzie także na przyzwoitym poziomie. Niby wszystko jest fajnie, ale niestety bolączką tego materiału jest brak dobrego kompozytorskiego sznytu. Większość utworów nie ma przebojowego potencjału, co podobnie jak w klasycznym hard rocku czy heavy metalu jest moim zdaniem kluczowe i w dużym procencie świadczy o wartości zespołu. W melodyjnym power metalu po prostu muszą być ultrachwytliwe melodie i refreny, które pamięta się już po pierwszym przesłuchaniu, bo inaczej dupa zbita. Można grać ten podgatunek na różne sposoby, ale melodie muszą siąść w głowie.
Co prawda jest jeden utwór, który ma tą przebojowość i nóżka sama chodzi, mowa o "Tides of War". Niestety za bardzo przypomina on "Send Me a Sign" Gamma Ray, z powodu strasznie podobnego głównego motywu. Gdy kończy się główny motyw i zostaje sam bas z perkusją, aż chce się zaśpiewać z wokalistą "Out of the dark...".
Mimo tego lubię ten utwór bardzo i uważam, że jest on najlepszy na płycie. Może dlatego, że mam słabość do takich lekkich "hansenowskich" kawałków z przytupem.
Niezłe są jeszcze zalatujący wczesną twórczością Tobiasa Sammeta "Back To The Stars" i pełen zmian temp "The Signs Were True" z fanfarowym motywem głównym, dobrym refrenem i fajną solówką.
Dobrze zapowiadające się kawałki zepsute są przez zbyt przewidywalne lub po prostu słabe melodie.
Wejścia do kawałków też mają naprawdę dobre, zwłaszcza początki "The Heart After Dark" i "Join The Rain". Nie zabrakło ballad, jakimi są rozmarzony utwór tytułowy oraz baśniowy "Destiny's Chance".
Niestety to za mało żebym się przekonał do tego zespołu i sięgnął po resztę twórczości.
Chociaż... tak naprawdę ta recenzja nie powstałaby gdyby nie fakt, że coś w tej płycie musi być magicznego, bo po pierwszym przesłuchaniu chciałem wracać do niej co najmniej kilka razy.
Sprawdzała się dobrze jako tło do wykonywania różnych czynności, lecz koniec końców nie siadła należycie.
A szkoda, bo jak wspomniałem zespół jest bardzo dobry technicznie i trochę szkoda, że kompozycyjnie jest to niestety druga liga w tego typu graniu.
Z technicznych ciekawostek warto nadmienić, że album zmiksował Timo Tolkki.
Okładka byłaby bardzo fajna, bo lubię takie marynistyczne motywy, ale przez logo zespołu doklejone "na odwal się", niestety traci swój urok.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz