czwartek, 24 września 2009

Tiamat - Judas Christ (2002)


O ile na poprzednim krążku można było zaobserwować pójście muzyków w bardziej komercyjne rejony, tak muzyka posiadała jeszcze ten mroczny i atmosferyczny klimat, co było spowodowane też umiejętnym użyciem elektroniki.
Tym razem Tiamat poszedł jeszcze bardziej w stronę komerchy, nagrywając płytę posiadającą większy rockowy pazur, nie pozbawioną też melancholii ale i nie pozbawioną motoryki.
Co prawda pierwsze dźwięki rozpoczynające płytę nasuwają skojarzenia z "Wildhoney" ale później gdy rozkręca się "Return of the Son of Nothing" to mamy już klimaty z poprzedniego krążka.
Gdy słuchamy takich utworów jak "So Much For Suicide" (gdzie mamy do czynienia z ckliwym "nanananna"), "Vote For Love", "Angel Holograms", "Too Far Gone" czy "Spine" można spokojnie odnieść wrażenie, że z powodzeniem mogłyby lecieć w radiu bądź w MTV.
Jest miejsce na kapitalną balladę "Heaven of High" i romantycznego zawiasa "Love Is As Good As Soma", jest też dziwaczny i psychodeliczny przerywnik "Sumer By Night" (być może efekt spożywanej wódki marki PATRON, wymienionej w podziękowaniach we wkładce do płyty ;) ).
Ogólnie płyta fajna i przyjemna bo tak można to określić, absolutnie jednak nie powiem, że kiepska. Melodie są bardzo dobre, wszystko brzmi jak trzeba i ogólnie jest ok, tylko metalu trochę brak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz