poniedziałek, 3 grudnia 2018

Blazon Stone - Return to Port Royal (2013)



Wystarczy pierwszy rzut oka na okładkę, nazwę zespołu a w końcu na tytuł płyty i od razu w naszej głowie słyszymy szum morskich fal, wystrzały z okrętowych dział, towarzyszące im pokrzykiwania załogi korsarzy oraz szybkie, ostre i melodyjne zarazem riffowanie najsłynniejszego pirata w heavy metalu Rolfa Kasparka.
Nic dziwnego bo Blazon Stone to projekt niezwykle kreatywnego Szweda Cedericka Forsberga, który w głównym zamierzeniu miał być totalnym tribute bandem dla Running Wild.
Tu nie ma miejsca nawet na odrobinę oryginalności. Wszystko ma brzmieć nuta w nutę jak Running Wild z najlepszego (moim zdaniem) okresu, czyli na płytach z przedziału od "Under Jolly Roger" do "The Rivarly" włącznie.
Ostatnie dokonania Rock'n'Rolfa, choć cały czas brzmią jak Running Wild, pozbawione są niestety, poza kilkoma wyjątkami energii, która wcześniej dawała odpowiedniego kopa podczas słuchania.
Pytanie tylko czy komuś potrzebny jest zespół, który nie pierdoli się w tańcu i rżnie po całości z Running Wild? Jeśli robi to dobrze, to oczywiście, że tak!
Jeśli o mnie chodzi, to nigdy nie miałem żadnych zastrzeżeń do zespołów w większym stopniu "inspirującymi" się innymi wykonawcami, pod jednym warunkiem, jeśli ich muzyka była naprawdę na wysokim poziomie, bądź nawet czasem przewyższająca poziomem obecne nagrania ich idoli.
Jeśli stopień kopiowania jest niemalże równy coverowaniu lub poziom muzyczny jest niskich lotów i nie czuć w tym żadnego zaangażowania lub nie ma krzty talentu, to wtedy odpuszczam.
Blazon Stone jest projektem, którego autentycznie chce się słuchać ponieważ wnosi spory powiew świeżej morskiej bryzy do tej odmiany heavy metalu.
Przede wszystkim cała płyta jest niezwykle dynamiczna, ostra i melodyjna.
Riffy i melodie, choć ma się wrażenie, że gdzieś się już je słyszało, nie są kopiowane a zagrane tak jak zagrałby je Kasparek gdyby miał więcej weny twórczej do pisania szybkich, pirackich kawałków jak to robił w przeszłości.
Nie bez powodu wspominam o szybkości, ponieważ ogromnym atutem jest spora ilość szybkiego riffowania i praca sekcji rytmicznej. Partie perkusji zagrane również przez zdolnego Ceda brzmią dla mnie niemalże jakby sam Thomen Stauch z Blind Guardian zasiadł za bębnami w Running Wild!
Bębny brzmią przepotężnie, takiego właśnie kopa brakowało mi brakowało na ostatnich wydawnictwach Kasparka, na których bębny są programowane.
By the way, dziwię się okrutnie, że Rolf nie chce zatrudnić na stałe do nagrywania jakiegoś zdolnego bębniarza i woli programować automat perkusyjny. Daje głowę, że sporo ludzi dałoby się pokroić za to, żeby zagrać na płycie Running Wild i wniosło by to sporo świeżości do jego muzyki.
Szybkość szybkością, ale na płycie "Return to Port Royal" mamy też klasyczny kawałek w średnim tempie "Stand Your Line", galopujący "Amistad Rebellion" ze zwolnionym refrenem, czy wieńczący płytę, najdłuższy epicki "The Tale of Vasa".
Wokal Ceda może i nie jest najwyższych lotów, ale do pirackiego heavy metalu pasuje w sam raz.
Nie ma sensu żebym porównywał z jakimi kawałkami Running Wild i z których konkretnie płyt kojarzą mi się poszczególne utwory, ważne że są bardzo dobre.
Do najlepszych strzałów na tej płycie na pewno zaliczyłbym utwór tytułowy, "High Treason",  "Curse of the Ghost Ship", "Blackbeard".
Słychać, że Ced czuje takie klimaty jak mało kto i bardzo cieszę się, że wreszcie pojawił się jakiś godny kontynuator schedy po Running Wild.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz